23 lip 2016

To Hills and Woods

Thanks to the magic of persuasion (in other words: torturę) and my personal charm I've managed to convince my dad to spend our holiday in the mountains. The trip was not long, it lasted only three days, but it was enough to come back home with a pain in my legs and feet. The plan was simple: the first day was for a smaller peak and the second day for something more ambitious. Of course it was not meant to be. After our arrival we spent three hours looking for a place to stay because as we learned - our reservation was cancelled and there was no vacancy in the hotel.
When we finally found the hotel it was already after 5 PM so I could only dream about "gaining peaks". I was left with Gubalowka. I snapped a little. I don't really know what I was expecting from Zakopane (I was there earlier only on Kropowki which are the quintessence of every polack's mountain holiday so I stay away from them). On Gubalowka there were so many stalls it looked like the poorman's version of Krupowki. That day, like everyday there, I was reading "Annapurna: A Woman's Place" by Arlene Blum. Girl power, mountains, fighting your issues and passion - a few words that capture the feel of the book. I highly suggest checking it out!
The next day we went to see Morskie Oko (Sea Eye), and we turned halfway in the direction of the Valley of Five Lakes. I was glad that I won't get to see a bunch of tourists who want to take a picture and then go back to Krupowki. We walked there for a few hours thanks to the directions that are unreadable to anyone who is not "with it" so we though that the only way there is the black track. The way there was harsh but, boy what a view! The feeling up there was incredible - the hospice was crouded with mountain lovers and aficionados but also with parents and their kids who want to spend an active holiday. After taking the view in, a nice man showed us a more comfortable and more picturesque way. On the third day we went to Cracow where we spent a while looking at the beautiful tenement houses and strolling through the old town. The trip was great. Three days was enough for me to fall in love with mountains.

Dzięki magii przekonywania (czyt. zamęczania) i urokowi osobistemu udało mi się namówić swojego tatę na spędzenie wakacji w górach. Wyjazd co prawda nie był długi, bo trwał jedynie trzy dni, ale tyle wystarczyło by przyjechać do domu z obolałymi nogami i stopami. Plan był prosty: pierwszego dnia mieliśmy wejść na jakiś niski "szczyt", a drugiego na coś ambitniejszego. Oczywiście nie mogło się udać, bo trzy godziny zaraz po przyjechaniu do Zakopanego zajęło nam znalezienie noclegu, bo jak się okazało - poprzednia rezerwacja została anulowana, a miejsc w hotelu brak. 
Gdy w końcu znaleźliśmy hotel było po 17, i o "zdobywaniu szczytów" mogłam pomarzyć. Została Gubałówka. Trochę się załamałam. Sama nie wiem czego oczekiwałam po Zakopanem (wcześniej byłam jedynie na Krupówkach, które są dla mnie kwintesencją górskich wakacji typowego Polaka i od których uciekam jak najdalej). Na Gubałówce roiło się od straganów, można powiedzieć, że wyglądem przypominała okrojoną wersję Krupówek. Tego dnia, jak i podczas całego wyjazdu zaczytywałam się w książce "Annapurna. Góra kobiet"- Arlene Blum. Siła kobiet, góry, walka z przeciwnościami i pasja - to niektóre słowa, którymi można ją opisać. Ogromnie ją polecam!
Następnego dnia ruszyliśmy w kierunku morskiego oka, by w połowie drogi skręcić na szlak prowadzący do Doliny pięciu stawów. Cieszyłam się, że ominie mnie widok tabuna turystów chcących zrobić zdjęcie i wrócić z powrotem na Krupówki. Do Doliny pięciu stawów szliśmy parę godzin, przez oznaczenia zrozumiałe tylko przez ludzi, którzy "siedzą w temacie" myśleliśmy, że do celu prowadzi tylko jeden szlak, który był czarny. Trochę męcząca droga, ale jakie widoki! Klimat na górze był nie do opisania - schronisko pękające w szwach, a w nim pełno miłośników gór, pasjonatów, ale i rodziców z dziećmi chcących spędzić aktywnie wakacje. 
Po nacieszeniu się obrazem, dzięki wskazówkom pewnego miłego Pana udało nam się zejść mniej męczącą, i bardziej malowniczą trasą. 
Trzeciego dnia gdy opuściliśmy hotel pojechaliśmy do Krakowa, w którym spędziliśmy trochę czasu chłonąc piękno kamienic i przechadzając się po starych uliczkach. Wyjazd był cudowny. Trzy dni wystarczyły bym na dobre zakochała się w górach.



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz