4 wrz 2018

Idealizm przyszłościowy

          Parę dni temu, jako osoba towarzysząca, pojechałam na jeden dzień do Warszawy. Tradycyjnie bez większych  koncepcji i oczekiwań, jedyną rzeczą którą miałam w planie było bieganie po księgarniach i chłonięcie atmosfery przy filiżance kawy. Po trzech godzinach czekania na towarzysza podróży (czyt. tatę), nie wiedząc już powoli, co ze sobą robić, udałam się eksplorować nieznane mi dotąd tereny, czyli okolice Parku Kazimierzowskiego. To naprawdę niesamowite, że będąc tyle razy w Warszawie, nie udało mi się tam trafić  i spenetrować tamtejszych uliczek. Po drodze musiałam przejść w dół ulicą Oboźną. Jednym z punktów mijanych po drodze był instytut Studiów Iberyjskich UW. Przechodząc koło niego, zostałam zaczepiona przez pewnego pana, który siedział na schodach, trzymając się za zranioną głowę. Tradycyjnie, od razu pojawiły się uprzedzenia, bo skoro czuć alkohol i brzydki zapach, to najlepiej uciekać,  nie patrząc nawet w tamtą stronę. Ale pan zagadał, a kultura nakazuje zatrzymać się i wysłuchać do końca. Najpierw zdawkowo rzuciłam niezawodne "nie mam czasu", na które w odpowiedzi usłyszałam, że "tutaj nikt nie ma czasu, wszyscy się śpieszą". Akurat  z tym trudno się nie zgodzić. Przecież nie wypada być niezajętym. Robienie czegoś, to przecież kwintesencja sukcesu, tego, że panujemy nad swoim życiem. Napotkany pan chciał najzwyczajniej porozmawiać, brakowało mu tego. Spytałam, czy czegoś nie potrzebuje, dałam mu wodę, bo tylko to miałam i zaczęliśmy rozmawiać.
           Zostałam spytana, co studiuję, na co odpowiedziałam, że do studiów mam jeszcze rok, spytana dalej o plany, odpowiedziałam krótko: filozofia. Moja odpowiedź została skwitowana komentarzem, że "to studia dla popieprzonych". Myślę, że w moim przypadku zgadza się to jak najbardziej. Mówiąc to, usłyszałam, że przecież jeszcze nie studiuję. To prawda, ale w końcu jestem na tyle "popieprzona", żeby zdecydować się na ten kierunek. Zgadniecie co studiował mój rozmówca?... filozofię. Nie wiedziałam, czy traktować to, jako rodzaj ostrzeżenia z góry, rodzaj opatrzności, która mówi mi "Maja nie rób tego". Piszę to wszystko tutaj, gdyby nagle za kilka lat moje poglądy uległy całkowitej zmianie, a ja stałabym się maszyną do zarabiania pieniędzy, pracującą po kilkanaście godzin w korporacji. Po wpisie na blogu znacznie ciężej będzie się wyprzeć swojego zdania. Kiedy dzieli się nim publicznie, znacznie bardziej zważa się na słowa, a ja swoich (w tym momencie) jestem na tyle pewna, by móc je tutaj zamanifestować.
          To jedno spotkanie uruchomiło wiele pytań. Przede wszystkim tych dotyczących przyszłości. O to, jakie studia wybrać, czym się kierować, czy to, jaki kierunek się skończy naprawdę ma jakieś znaczenie i decyduje o naszym późniejszym życiu. Podejrzewam, że nie mnie jedyną pochłaniają rozważania na ten temat. W tej kwestii, jak i w wielu pozostałych jestem idealistką. Jak na razie studia odbieram, jako kolejną możliwość samorozwoju. Coś, co nada życiu głębszą barwę, odkryje w nas nowe pasje a pogłębi te dotychczasowe. Mam świadomość, że w zderzeniu z rzeczywistością, moje radosne nadzieje mogą zostać dosyć brutalnie zweryfikowane, jednak bądźmy dobrej myśli, że tak nie będzie. Generalnie chodzi chyba o to, żeby robić swoje. To,  w czym czujemy się najbardziej spełnieni, to co sprawia nam radość i przyjemność.  Bo kiedy nie czujemy, to nie bójmy się szukać, próbować wszystkiego, słuchać osób bardziej doświadczonych, ale nie zapomnijmy, że mamy też prawo do własnego zdania. Bo nikt nie przeżyje życia za nas, a droga jaką musimy przejść, by kiedyś dostąpić długo wyczekiwanego spełnienia i życiowego zadowolenia jest chyba bardziej ciekawa i ważna kiedy prowadzi nas do celu - naszego celu. Im bardziej kręta, pełna zawirowań i trudności, tym bardziej sprawia, że cel który osiągniemy bardziej smakuje.

27 gru 2016

Minimalizm w szafie = krok do bycia lepszym człowiekiem?

Długo myślałam nad napisaniem tego posta, bo w ówczesnych realiach i sposobie na życie wielu ludzi temat może wydać się dziwny i bezsensowny. Odkąd przeszłam na weganizm i zaczęłam wgłębiać się w pochodzenie różnych produktów, bardziej zaczęło mnie interesować zarówno wykonanie, jak i pochodzenie ubrań. Nie miałam ochoty dłużej się oszukiwać, że moje zachowanie jest w porządku (kupowanie dla samego kupowania, bo przecież tańsze, bo nie pochodzi od zwierząt itp.) Wystarczy zadać sobie jedno pytanie: jak powstają ubrania z popularnych sieciówek? Niestety na pewno nie w warunkach przyjaznych środowisku, a przede wszystkim - człowiekowi. Uświadomiło mi to pewną hipokryzję z mojej strony. Tak bardzo przejmuję się losem zwierząt, a nie widzę nic złego w wyzyskiwaniu ludzi, produkcji z jak najtańszych materiałów i zanieczyszczaniu środowiska. 
zdjęcia: pinterest

20 gru 2016

Nauka spokoju

Listopad już za nami. Pozostała końcówka grudnia, w tym upragnione święta. Lubię te miesiące, pod warunkiem, że w ciągu dnia, zamiast słońca na niebie widoczne są jedynie chmury, a dzień jest szary i ponury. Traktuję to jako pewną odskocznię od lata, o którym na czas jesieni i zimy dosyć szybko zapominam. Nie trudno o nim zapomnieć, gdy otacza się przedmiotami, które sprawiają, że czas mija przyjemnie, w błyskawicznym tempie. Poza książkami, muzyką i filmem jedną z moich odskoczni stała się joga. Zaczęłam ją praktykować pod koniec wakacji, i obecnie nie wyobrażam sobie bez niej dnia. Termin joga przestałam traktować tylko i wyłącznie jako rodzaj aktywności fizycznej i bycia "spokojną" podczas jej ćwiczenia (czyli 40 minut w ciągu całego dnia). Jej filozofia, w moim odczuciu nie powinna ograniczać się jedynie do samego, biernego ćwiczenia, ale warto by wpłynęła na nasz sposób myślenia i funkcjonowania przez resztę dnia/życia. Nie jestem oazą spokoju (jeszcze!), ale w porównaniu do tego jak małe i nieznaczące rzeczy potrafiły wyprowadzić mnie z równowagi i doprowadzić do tego, bym miała zepsuty humor przez resztę dnia - widać ogromny progres! Staram się wyrzucać z głowy wszystkie dręczące mnie myśli m.in. dotyczące spraw na które nie mam już wpływu, czy spraw dotyczących odległej przyszłości, których rozpatrywanie pochłania mi czas teraźniejszy, który mogłabym spożytkować o wiele lepiej.





(pamiątki z orientalnego bazaru)

29 paź 2016

Ku minimalizmowi

Niegdyś pod pojęciem szczęścia rozumiałam w zasadzie tylko kupno nowej rzeczy. Nie przypominam sobie żebym szczerze głośno powiedziała, że jestem szczęśliwa po obejrzeniu filmu czy pójściu do lasu. Wraz z wiekiem zmieniły się moje priorytety i spojrzenie na świat. Naprawdę nie mogę pojąć tego jak do niedawna moje życie było ograniczone. Sami skutecznie pozbawiamy siebie tego co w nim najlepsze. Większość przedmiotów materialnych nam to zasłania. 

Załóżmy, że kupimy sobie nową bluzkę. Po chwili poczujemy pozorny przypływ szczęścia (nieważne, że to kolejna rzecz do kupki), gdy będziemy mieli gorszy dzień pomyślimy, że zakupy na pewno temu zaradzą, bo przecież byłam szczęśliwa kiedy nie przyszłam do domu z pustymi rękami. Kupimy kolejną rzecz. I tak w kółko. Za przykład posłużyły mi ubrania, które chyba są najpowszechniejszą ucieczką od smutku i polepszaczem nastroju. Człowieka nie definiuje to w co jest ubrany, jak wygląda, ale to co sobą reprezentuje, jaką osobą jest dla innych i samego siebie. Mam wrażenie, że współcześnie jest nam wmawiane zupełnie co innego.
ilustracja: Sainte Maria

21 paź 2016

Góry inspirują

Naładowana pozytywną energią, w amoku i szczęściu mimo wielu przeciwności losu (które spotkały mnie dzisiejszego dnia) wróciłam z trzeciego dnia "V Opolskiego Festiwalu Gór". Przeżycia, które towarzyszyły mi podczas jego trwania są nie do opisania. Przez 3h siedziałam na krześle i z otwartą buzią, uśmiechem na twarzy wpatrywałam się w ekran i wsłuchiwałam w to co mówią goście tegorocznej edycji. Mówili dużo i ciekawie, a jeszcze więcej doświadczyli i doznali. Nieważne ile książek byśmy w życiu przeczytali, to z pewnością nie dorówna to naszym osobistym przeżyciom. Dzięki temu co powiedzieli moja nieposkromiona ciekawość świata jeszcze bardziej się nasiliła.

(górskie sentymenty)